Ten artykuł powstał w zupełnie niespodziewany sposób. Nawet nie wiedziałem, że z tego powstanie jakikolwiek sensowny tekst. Pozwól, że opowiem Ci tę niezwykłą historię. Dowiesz się jak przeszedłem od zerowych chęci do masywnego działania.

Gdy wstałem dziś rano – przypomniałem sobie, że mam do napisania nowy artykuł. Oczywiście mój plan, że będę codziennie pisał przez 30 minut – nie wypalił. Jak zwykle odkładam pisanie do ostatniej chwili.

Miałem więc pisać. Jednak nic mi się nie chciało. Kompletnie. Nawet nie chciało mi się wstawać, co dopiero tworzyć coś mądrego. W końcu wstałem. I znowu. Mój plan, że będę wcześnie wstawał – nie wypalił. Byłem raczej w kiepskim nastroju. Mój stan określiłbym na stan zerowy. Nie zdarza się to u mnie często, ale jednak. Nawet nie chciało mi się myć zębów. Całkowita niemoc!

Jak udało mi się to zmienić?

Jednak zdołałem zrobić coś niemożliwego. Pomimo totalnego zera motywacji – udało mi się skończyć wszystkie najważniejsze zadania. Jak to zrobiłem? Opiszę poszczególne kroki.

1. Rozpocząłem inkantacje

Co to jest? Coś mocniejszego od afirmacji. O afirmacjach pisałem w artykule: Afirmacje zmieniające życie. Inkantacje są to afirmacje połączone z mową ciała. Czyli mówiąc np. „jestem najlepszy” podnosimy ręce do góry, używamy różnych gestów, wręcz wykrzykujemy wszytko na głos. Chodzi o to, aby wytworzyć w sobie konkretne emocje. Łączymy tutaj słowa i ruch, aby wzmocnić efekt.

Zacząłem więc od mówienia: „Zrobię to!”, „Zrobię to teraz!”. Użyłem całego ciała, aby zwiększyć swoją motywację. Chodziłem w kółko po pokoju szybkim krokiem, zaciskałem pięści, podnosiłem ręce i dużo gestykulowałem.

Zadziałało! Byłem gotowy umyć zęby… :)

2. Podjąłem się pierwszego, łatwego zadania

Poszedłem myć zęby. I w tym momencie pojawiło się najgorsze pytanie jakie możesz zadać, gdy nic Ci się nie chce. „Po co to robić?”. Pytanie „po co?” może być destrukcyjne, bo odpowiedź jest zależna od stanu, w którym się znajdujesz. Możesz się tym zmotywować lub zdemotywować. Jak się domyślasz, gdy jesteś w stanie braku chęci do jakiejkolwiek akcji i pytasz się „po co to robić?” – otrzymujesz odpowiedzi pogłębiające Twój stan. Teraz już w ogóle nic Ci się nie chce.

Uświadomiłem sobie, że nie wolno mi w tym momencie zadawać sobie takiego pytania.

3. Zadałem sobie lepsze pytania

Podczas mycia zębów, zacząłem zadawać sobie lepsze pytania. Czego chcę? Jak chcę się czuć? Jak mogę poczuć się szczęśliwy już teraz?

Lepsze pytania zawsze dają lepsze odpowiedzi. Uświadomiłem sobie, że ZAWSZE odczuwam szczęście, gdy wykonam coś trudnego i ważnego. A szczególnie, gdy to coś jest konieczne, muszę to zrobić i bardzo mi się nie chce tego robić. Zawsze jestem szczęśliwy po wykonaniu wymagającej pracy. W tym momencie było to napisanie nowego artykułu.

To zmieniło mój kierunek koncentracji. Jednak dalej nie czułem się na siłach, aby pisać.

Pomyślałem sobie, że muszę się rozkręcić i COŚ ZROBIĆ. Wiem, że to co jest w ruchu ma tendencję do poruszania, a co stoi w miejscu – stoi dalej. Uznałem, że na początek może to być coś łatwego. Ważne, abym się ruszył z miejsca. Nie chcę już przebywać w stanie „nic nie robienia”.

Zdecydowałem, że muszę wymienić wodę u żółwia w akwarium. Odkładałem to od kilku dni. To było doskonałym „ciężarem” do ćwiczenia moich mięśni emocjonalnych. Jeśli uda mi się zmobilizować do zrobienia tej prostej, fizycznej pracy – powinienem nabrać rozpędu.

Wspomniałem o fizycznej pracy, bo być może właśnie tak powinno się robić, że przed pracą umysłową, najpierw zrobić coś fizycznie i na odwrót.

3. Wykonałem drugie, trudniejsze zadanie

Po umyciu zębów od razu poszedłem wymieniać wodę. Bez wymówek. Czyste działanie. Po chwili wymówki oczywiście się pojawiły. „Może najpierw zjem śniadanie? Może najpierw zrobię coś innego? Może najpierw…”

Uciszyłem ten głos. Uznałem, że może sobie gadać co chce, ale ja i tak to zrobię. Znasz to uczucie, gdy dialog wewnętrzny sobie gada, a ręce robią co innego? Np. „nie powinienem jeść czekolady”? Zastosowałem to zjawisko w dobrych celach. Myślałem o tym, aby tego nie robić i w tym samym momencie to robiłem.

Wymieniłem wodę. Po wykonaniu tego zadania czułem się już trochę lepiej. Pierwszy sukces na początek dnia. Dobry start. Zupełnie jakbym wrzucił jedynkę w samochodzie. Już ruszyłem. A zawsze, zawsze, zawsze najtrudniej jest ruszyć z miejsca. Poczułem się silniejszy. Moja motywacja wzrosła. Teraz mogłem przyśpieszyć.

Jednak wciąż czułem lekkie opory przed podjęciem się najważniejszego zadania, czyli pisania artykułu. Potrzebowałem jeszcze czegoś, aby zmaksymalizować motywację.

4. Usiadłem do biurka i włączyłem stoper

Ustawiłem go na 30 minut. Zaczął lecieć czas. Mówię sobie: „To tylko 30 minut. Dam radę.” Moja motywacja znów wzrosła. Poczułem, że przez pół godziny uda mi się skupić na pracy.

5. Zastosowałem technikę plasterków salami

Stoper i plasterki salami są to dwie z trzech technik na podejmowanie akcji. Opisałem je w artykule:
3 najskuteczniejsze techniki na pokonanie chęci okładania rzeczy na później.

Podzieliłem moje zadanie na proste kroki. Zadałem sobie takie pytania. Czy potrafię włączyć komputer? – Zrobiłem to. Czy potrafię otworzyć folder z moimi notatkami? – Udało się. Czy potrafię otworzyć jedną notatkę…?

Bum! W tym momencie pojawiła się myśl. Natchnienie. Wena.

Pomyślałem, że przecież właśnie dokonałem czegoś niesamowitego. Przeszedłem od zera do działania. Uznałem, że muszę to sobie zapisać, abym mógł do tego wrócić, gdy znów taka sytuacja pojawi się ponownie w przyszłości.

Zacząłem pisać tę właśnie notatkę.

Bum! Kolejna myśl

Gdy zacząłem sobie wszystko opisywać i wyszło z tego prawie jedna strona – znów mnie olśniło! Przecież mogę z tej notatki zrobić artykuł! I rzeczywiście tak się stało. Właśnie tak powstał ten artykuł.

Jednak dlaczego robię takie halo, jeśli chodzi o pisanie artykułów?

Czy mam przestać pisać?

Nie wiem dlaczego, ale pisanie artykułów jest dla mnie intelektualnym wyzwaniem. Nigdy nie wiem o czym będę pisał, ale zawsze powstaje z tego coś sensownego! To jest dziwne.

Jakiś czas temu zastanawiałem się czy przestać pisać. Wydawało mi się, że to dla mnie zbyt trudne. Przecież nie potrafię dobrze pisać. Często muszę się do tego zmuszać. Jednak chcę być konsekwentny. Jeśli regularnie dodaję artykuły, jak mogę nagle przestać? Przecież jest tyle osób, które czytają moje słowa i jeszcze twierdzą, że im pomagam. To dopiero dziwne.

Jednak czy pisanie to moja pasja? – Nie. Rozwój osobisty jak najbardziej. W takim razie dlaczego nie przestaję pisać? Mam dwa powody.

1. Pomagam wielu osobom – a to sprawia, że czuję się szczęśliwy.

2. Po napisaniu KAŻDEGO artykułu – też czuję się szczęśliwy.

Są to dwa najmocniejsze argumenty, które powodują, że regularnie tworzę nowe artykuły – mimo, że pisanie nie jest moją pasją.

Ja, pisarz

Nigdy nie uważałem się za pisarza, a w szkole zawsze miałem kiepskie stopnie z wypracowań. Sam nie wiem, jak to się stało, że zacząłem pisać. Poczułem taką potrzebę.

Jednak wydawało mi się, że powinienem robić to co kocham. Powinienem realizować moją pasję, bo dzięki temu nie będę musiał się codziennie zmuszać do pracy. Mimo to wciąż piszę, chociaż nigdy nie potrafię zacząć. Gdy już zacznę to jest OK. Ale początek to jak chęć uratowania się przed byciem wciągniętym przez wir. Mam straszne opory, aby zacząć. Potem czuję wenę i wszystko jest proste.

Bardzo lubię ten stan, gdy skończę artykuł. Lubię też sam proces pisania. Jednak nie lubię rozpoczynania. Hmm… Być może uda mi się coś z tym zrobić…

Oho! Mam już dobry pomysł. Zrobię nowy artykuł na temat pasji i tego jak ją znaleźć… :)

Mój zegarek piszczy. Minęło 30 minut. Mam napisane dwie strony. Chyba zrobię sobie przerwę na śniadanie. Jeśli stracę przez to wenę, to zastosuję te same kroki, co wcześniej :)

OK. Wróciłem ze śniadania. Cały czas słyszałem w mojej głowie głos mówiący: „Wracaj do pisania, skończ artykuł, wtedy poczujesz sie super!” Coś zmuszało mnie, abym nie przerywał pracy. Dlatego znów powróciłem do pisania. Ponownie włączyłem stoper.

Siadłem i czułem się lekko zdezorientowany. Na czym to skończyłem? A może już nie pisać? Może przerwać i zrobić coś innego? O, nie, nie, nie. Zegar tyka. Mogę poświęcić jeszcze te 30 minut na pisanie.

Udało mi się z powrotem wrócić do pisania.

Jednak już teraz widzę jedną rzecz. Gdy czuję wenę, myśli same przychodzą do głowy, a palce na klawiaturze starają się za nimi nadążyć – lepiej tego nie przerywać. Dlatego dam Ci taką radę:

Nie przerywaj pracy, aż jej nie skończysz

Gdy przerwiemy pracę, musimy się potem na nowo motywować. Ale nie tylko. Trzeba także sobie przypomnieć na czym skończyliśmy, co jeszcze trzeba zrobić, co już zrobiliśmy. To niepotrzebne obciążenie dla naszego umysłu. A im ciężej – tym łatwiej o wymówkę i łatwiej się poddać. Sam to właśnie zauważyłem i nie zamierzam przestawać pisać dopóki nie skończę tego artykułu.

I tak się stało. Po paru poprawkach i uzupełnieniach artykuł został skończony.

Parę mądrych słów

Kończąc ten artykuł – który początkowo miał być dla mnie przypomnieniem, jak się zmotywować do pisania – znów czuję się szczęśliwy :)

To rzeczywiście prawda. Gdy wykonam coś ważnego, ZAWSZE czuję się szczęśliwy. To zmuszenie się do wartościowej pracy, w ostatecznym rozrachunku przynosi radość. Upraszczając, mogę stwierdzić, że praca = szczęście.

Zauważ, że dziś podałem Ci konkretny plan krok po kroku, co masz robić, aby z zerowej motywacji i chęci do działania – doprowadzić się do stanu pełnej gotowości, w którym możesz podjąć się wszystkiego. Chociaż mój plan dotyczył pisania artykułu – to możesz go zaadaptować do każdego innego zadania. Po prostu rób to co ja – a osiągniesz podobne rezultaty.

Skoro mi udało się przejść ze stanu „zero” do stanu „maks” – Ty też możesz to zrobić.

Artur Wójtowicz
wizjoner.org