Uznałem, że dobrym pomysłem będzie opisanie, jak wyglądał mój drugi miesiąc w trybie snu polifazowego. Mam trochę do przekazania, tym bardziej, że nastąpiło wiele zmian i pojawiło się kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji. 

Trudny pierwszy tydzień

Pierwszy tydzień drugiego miesiąca, czyli piąty tydzień spania polifazowego (trochę pokręcone?:)) rozpoczął się od wyjazdu na kilka dni za granicę. Tutaj pojawił się pierwszy problem. Drzemki w samochodzie. Akurat przez całą drogę byłem pasażerem, więc teoretycznie mogłem sobie pozwolić na sen. Jednak okazało się to nie takie łatwe. Trudno mi było zasnąć, bo nie potrafiłem znaleźć wystarczająco wygodnej pozycji. Nie mogłem wyprostować nóg, przez co odczuwałem dyskomfort. Głowa podskakiwała mi na każdej nierówności, co w połączeniu z pozycją siedzącą, kończyło się ostatecznie niemożliwością zaśnięcia.

Spanie w samochodzie to nie to samo, co u siebie w domu na wygodnym łóżku. W rezultacie jak już udawało mi się zasnąć, to tylko na kilka minut, po czym znów się budziłem. Moje drzemki były bardzo nieefektywne.

Ostatecznie dojechaliśmy na miejsce, a ja byłem wykończony. Prawie od razu położyłem się spać.

Wstałem po 4,5 h snu. W sumie to nie wstałem, tylko się obudziłem. Znów pojawił się problem. Ciemno wszędzie. Głucho wszędzie. Co mam ze sobą zrobić, aby nie zapalać światła i nie hałasować? Czytać nie da rady, wyjść na dwór się nie da, bo też ciemno, a na dodatek zimno. Słuchać audiobook’ów po ciemku leżąc w łóżku? Nie dam rady, bo zasnę.

Przebywając w ciemności poziom mojej melatoniny (hormon odpowiadający za senność) jest za wysoki, abym mógł funkcjonować. Potrzebuję światła z rana. Choćby 40 watowej żarówki.

Siedziałem więc zrezygnowany o 3:00 w nocy, a moje opcje działania były mocno ograniczone. Postanowiłem więc przespać się jeszcze 1,5 h i doczekać pierwszych promieni słońca. Tak też zrobiłem…

Przez następne dni poświęcałem nie 4,5 h – tylko 6 h na sen podstawowy, a potem wychodziłem sobie na dwór, gdzie mogłem czytać i pisać artykuły otoczony porannym śpiewem rozdartych ptaków. Ograniczyłem też ilość swoich drzemek do tylko jednej dziennie, bo charakter wyjazdu nie pozwalał mi na więcej. Innymi słowy przerzuciłem się na tryb siesty, czyli 6 h + 1 drzemka. Działało to bez większych problemów. Potem nadszedł czas powrotu do domu.

Styl mieszany w drugim tygodniu

Po powrocie chciałem wrócić do dawnego schematu 4,5 h + 2-3 drzemki, ale okazało się to dosyć kłopotliwe. Raz mi się udawało, a raz nie. Widać było, że wybiłem się z rytmu. Pojawiała się u mnie chęć spania po 6 h. Gdzieś znikła moja początkowa motywacja, aby spać tylko 5 h na dobę. W rezultacie zdarzało mi się spać strasznie nieregularnie od 5 do 8 h na dobę. Zacząłem się coraz mniej przykładać do utrzymywania schemacie snu EVERYMAN. Pozwalałem sobie spać za długo i czasem pomijałem drzemki, czyli podstawowe błędy znów wróciły do łask.

Wydawało mi się, że zmiana sposoby spania w pierwszym tygodniu nie będzie aż tak istotna, ale jednak była. Zacząłem poruszać się w niewłaściwym kierunku. W każdym razie duża część mnie wciąż chciała spać polifazowo i wciąż walczyła w moim imieniu.

Dziwne zjawisko w trzecim tygodniu

W trzecim tygodniu przytrafiło mi się coś niezwykłego. Położyłem się spać koło godziny 22:30, a obudziłem się chwilę po północy. Spałem jakieś 1,5 h. Nic nie byłoby w tym dziwnego, gdybym tylko zwyczajnie się obudził i potem zaraz zasnął. Jednak czułem się całkowicie wypoczęty. To było dla mnie na tyle zaskakujące, że postanowiłem wstać i posłuchać sobie audiobook’a. Byłem całkowicie rozbudzony jakbym przesłał z 6 h. Czułem się nawet lepiej niż po 4,5 h snu. Siedziałem przez godzinę i słuchałem nagrania, aż poczułem się senny. W sumie nic dziwnego. Wcale się nie ruszałem i miałem przymknięte oczy. Postanowiłem się więc położyć. Tylko nie wiedziałem na jak długo. Mam sobie wziąć 20 minutową drzemką, czy może przespać jeszcze 3 godziny? Wybrałem drugie rozwiązanie, bo obawiałem się, że będę później przez cały dzień zaspany.

Ostatecznie wstałem nie po 3 tylko po 4 godzinach. Była godzina 6:00, czyli czas kiedy zwykle brałem pierwszą drzemkę. Ale przecież nie będę się znów kładł, jak przed chwilą się obudziłem. Dlatego pominąłem drzemkę i położyłem się dopiero po 12:00…

Trzeci tydzień także charakteryzował się straszną nieregularnością, zarówno w śnie podstawowym jak i w ilości drzemek.

Średnio optymistyczny czwarty tydzień

Ostatni tydzień wcale nie wypadł lepiej niż pozostałe. Chyba wręcz najgorzej. Zacząłem spać po 6, 7 a czasem 8 godzin na dobę, a liczba drzemek zmniejszyła się do zera. Zupełnie jakbym wracał do snu monofazowego.

Co się dzieje? Czyżby mój plan snu polifazowego zaczął ginąć śmiercią naturalną? Trochę tak to właśnie wygląda. Dopóki nie trzymam w ryzach swojego snu, dopóki nie robię regularnych drzemek i nie planuję co będę robił w nocy – wszystko zaczyna się sypać. Wydaje się, że senna grawitacja ciągnie mnie do snu monofazowego. A ja chcę przecież latać polifazowo. Dlatego muszę znów pokonać grawitację.

Postanowiłem, że nie ma sensu wracać do 8 h ciągłego snu. To takie przeciętne. Nie mógłbym się już chwalić, że śpię tylko 5 godzin na dobę. A przede wszystkim straciłbym 3-4 godziny wolnego czasu. Dlatego w kolejnym miesiącu wracam do moich dobrych 4,5 h + 2-3 drzemki. Zrobię to trochę inaczej niż wcześniej, ale myślę, że równie skutecznie. Najpierw wprowadzę przez kilka dni 6 h + 1 drzemka, potem 6 h + 2 drzemki, a na koniec 4,5 h + 2-3 drzemki.

Zamierzam kontynuować ten schemat aż osiągnę 3 h + 3-4 drzemki. Da mi to 4 godziny snu na dobę, co jest zadowalającym wynikiem. Niżej nie zamierzam schodzić. Rozważałem też opcję typowego trybu UBERMAN, czyli 6 drzemek po 20 minut, ale ciężko będzie to pogodzić ze światem zewnętrznym. Po prostu konieczność spania co 4 godziny jest (przynajmniej w tym momencie) nie dla mnie.

Przekonałem się o tym, gdy malowałem mój pokój przez kilka dni. Przerywanie pracy, mycie wałków, zamykanie farby, przebieranie się i kładzenie do łóżka kilka razy dziennie – wpłynęłoby niekorzystnie na efektywność pracy i byłoby po prostu niewygodne.

Wprowadzenie trzech drzemek w ciągu doby już jest pewnym wyzwaniem i wymaga dobrej organizacji czasu, a co dopiero sześciu. Dlatego, jak na razie UBERMAN musi poczekać, aż ogarnie mnie szaleństwo kolejnych eksperymentów ze snem lub gdy zmienię się w samotnika mieszkającego w zamkniętej wierzy na odludziu – co raczej mi nie grozi.

Podsumowanie

Podsumowując, mój drugi miesiąc wypadł marnie w porównaniu do pierwszego. Zacząłem spać coraz dłużej i coraz częściej opuszczać drzemki. Spadła moja motywacja i pozwoliłem, aby czynniki zewnętrzne decydowały o długości mojego snu. Co ciekawe, śpiąc monofazowo po 7-8 godzin nie odnotowałem jakiegoś zwiększenia poziomu energii. Byłem podobnie wyspany jak po 5 godzinach snu polifazowego. Moje polifazowe nawyki dotyczące odżywiania pozostały. Wciąż jestem w przeważającej części weganem. A jeśli chodzi o moje plany na przyszłość, to ostatecznie podjąłem decyzję, że znów wrócę do spania 5 h na dobę. Czy to się uda, dam znać za kolejny miesiąc.

Artur Wójtowicz
wizjoner.org