Siadłem szybko do pisania, bo chcę Ci przekazać coś ważnego. Powiem Ci o czymś, co sprawiało, że jestem dziś innym człowiekiem. Zupełnie innym. Dawny Artur został zastąpiony nową, ulepszoną wersją. Chcesz wiedzieć jaką?

Na początku był strach

Ludzie boją się wielu rzeczy. A szczególnie jednej: przemówień publicznych. Ten strach jest tak silny, że wiele osób, mając do wyboru leżeć w trumnie, czy przemawiać na pogrzebie – wybrałaby to pierwsze.

W moim przypadku było dosyć podobnie. No, może nie aż tak ekstremalnie, ale zdecydowanie jednym z moich największych lęków był lęk przed wystąpieniami publicznymi. Zawsze pojawiał się wtedy stres. Nawet sama myśl, że mam wystąpić np. za tydzień – już powodowała niepokój.

Nigdy nie lubiłem występowania w klasie, mówienia wierszyków, stawania pod tablicą w czasie odpowiedzi, referatów, prezentacji i tego typu rzeczy. Powód był jeden. Zawsze się wtedy denerwowałem. To nie tylko wpływało niekorzystnie na całe wystąpienie, ale też na resztę rzeczy, które robiłem, bo każda myśl o wystąpieniu wprawiała mnie w negatywny nastrój.

Niewielka poprawa

Z czasem moja sytuacja teoretycznie ulegała poprawie. Miałem okazję wystąpić tu i tam – i przemawiać do większej liczby ludzi. Korzystałem z tych szans, jakby miały się już nigdy nie powtórzyć. A to pojawiłem się w telewizji, a to poprowadziłem szkolenie. Jednak wciąż nie czułem się swobodnie. Ciągle odczuwałem stres przed i w czasie wystąpienia. Wciąż miałem blokady i odczuwałem strach przed przemawianiem. Co prawda, pchała mnie wewnętrzna chcę pokonania lęku, jednak niewiele to pomagało. Wykazywałem się wzorową postawą wojownika. Bałem się, ale działałem pomimo strachu.

W końcu uznałem, że nie wystarczy od czasu do czasu skoczyć na głęboką wodę. Muszę zacząć występować częściej i do tego bardziej regularnie. Zacząłem więc szukać rozwiązania.

Znalazłem

Po niedługim czasie – znalazłem. Dowiedziałem się, że w moim mieście organizowane są cotygodniowe spotkania dotyczące przemówień publicznych – Toastmasters. Pomyślałem, że to coś dla mnie – mogę zostać mistrzem wznoszenie toastów lub chociaż przygotowywania tostów… Nieważne. Zawsze to krok do przodu.

Dowiedziałem się kiedy są organizowane spotkania i po prostu przyszedłem na jedno z nich. Zostałem już w progu miło powitany. Było wiele nowych twarzy, ale co mi tam, usiadłem sobie i słuchałem o co w tym wszystkim chodzi.

Zaczęło się

Początkowo byłem zaskoczony poziomem zorganizowania całego spotkania. Otrzymałem agendę, gdzie wypisane były co do minuty poszczególne „atrakcje” dnia. Wystąpienia mówców, informacje zwrotne od oceniających, czas na napisanie własnego komentarza, przedstawienie funkcji poszczególnych osób, konkurs gorących pytań itp.

Po chwili pojawiła się osoba z flagami, która objaśniła, że jej zadaniem jest sygnalizowanie upływu czasu. A z kolei ktoś inny wyszedł na środek z cymbałkami i twierdził, że będzie pilnować, aby nikt nie robił „yyyy”…

Największe wrażenie wywarł na mnie konkurs gorących pytań. W skrócie polega to na tym, że jedna osoba zadaje pytanie, a potem wskazuje osobę, która ma wyjść na środek i przez 1-2 minuty odpowiadać.

Gorące pytania

Gdy usłyszałem pierwsze pytanie, od razu pomyślałem sobie, że ja nie dałbym rady odpowiedzieć. W każdym razie ktoś został wylosowany i wyszedł na środek. I tutaj szok! To wystąpienie przerosło moje pojęcie. Nie sądziłem, że można na poczekaniu wymyślić takie rzeczy! Przemówienie brzmiało jakby było wcześniej przygotowane. Miało sens, humor, wstęp i zakończenie.

Potem kolejne pytanie. Kolejna osoba. To samo.

Jak Ci ludzie to robią? Skąd biorą takie pomysły na poczekaniu? Czy to tylko pokazówka, aby zrobić na mnie wrażenie? Okazało się, że nie. Tego naprawdę można się nauczyć!

Wchodzę w to

Uznałem, że ten Toastmasters to świetna sprawa. Zapisałem się więc na spotkania klubu. Od teraz miałem cotygodniowe wystąpienia, które trwały od 30 s do 6 minut. Ale najważniejsze, że co tydzień musiałem coś powiedzieć publicznie.

Na pierwszych przemówieniach, rzecz jasna wciąż czułem stres. Ale potem wszystko się zmieniło. Z każdym wystąpieniem było coraz łatwiej. A nawet pewnego dnia zrobiłem coś zupełnie szalonego.

Może chcesz wystąpić?

Któregoś dnia przyszedłem jak zwykle na spotkanie klubu. Okazało się, że jeden z mówców nie przyszedł. Żałowałem, że wcześniej o tym nie wiedziałem, bo bym się przygotował i sam wystąpił. Podzieliłem się tą myślą z kolegą. A on na to: a może chcesz wystąpić?

Wystąpić? Bez przygotowania? (Już kiedyś byłem w takiej sytuacji.) Byłem trochę zaskoczony. Co zrobić? Wystąpić czy nie? Jednak jak na wojownika przystało – zgodziłem się. Nie wiedziałem co, jak i kiedy będę mówił – ale liczyło się jedno – pokonać strach. Nie było dla mnie ważne jak wypadnę, tylko to, że wystąpię pomimo strachu. Chodziło mi o zapanowanie nad własnymi emocjami, które mówiły: „Nie rób tego!”. A jednak zrobiłem.

Przez 6 minut improwizowałem… i nawet dobrze mi poszło. Nie było to oczywiście mistrzostwo świata – ale osiągnąłem mój cel. Podołałem wyzwaniu. Działałem pomimo strachu. Poszerzyłem tym samym swoją strefę komfortu.

Kamień pękł na pół

Muszę Ci powiedzieć, że w końcu nastąpił przełom. Kilka pierwszych wystąpień powodowało u mnie duży stres, ale ostatecznie wszystko się zmieniło. Zupełnie jak kamieniarz, który uderza w kamień tysiące razy i za tysiąc pierwszym uderzeniem – kamień pęka na pół. Podobnie było u mnie. Musiałem wystąpić kilkanaście razy, aż w końcu stres pękł.

Obecnie nie denerwuję się aż tak jak kiedyś. Mógłbym powiedzieć, że wystąpienia stały się dla mnie w pewnym stopniu przyjemne. Oczywiście jakiś minimalny stres wciąż się pojawia, ale to już zupełnie niebo a ziemia w porównaniu do tego, co było kiedyś.

A Ty?

Jeśli boisz się wystąpień publicznych, powiem jedno: zapisz się do klubu Toastmasters w swoim mieście. Tak się składa, że ja chodzę do lubelskiego klubu, ale w całej Polsce, w każdym większym mieście możesz znaleźć Toastmaster’ów. Na początek możesz po prostu przyjść i popatrzeć, czy Ci to odpowiada – a potem podjąć decyzję o zapisaniu się lub nie. Ja mogę Ci to tylko gorąco polecić. Na pewno nie pożałujesz, a być może tak jak ja – przemienisz się w ulepszoną formę samego siebie.

Artur Wójtowicz
wizjoner.org